Ciekawa historia z tym storczykiem. Może od początku.
Mama kupiła trzy storczyki do salonu. Gdy przekwitły i przestały wypuszczać kwiaty chciała je wyrzucić. Ja stanowczo zaprzeczyłam i nie zgodziłam się na takie traktowanie tych biednych roślin. Minął rok, no może dwa. Jako, że storczyki te nie były podlewane, stały w słońcu cały dzień przy sporych, przeszklonych drzwiach balkonowych, a salon mamy idealnie od południa... orchidee nie dość, że nie kwitły to jeszcze marniały.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKc2qtinYuwdRL8rxE2p0tzY90cSvFA2hNgHDsWIUjItlNMaYdoEzmaINl0Z1dwvXGRDrmFMdQBapuXjMDeBZt_EszrdXPw7MIkJNtgbif_QW0oPzl2AWe4J9YxqpHyqQ7ZwsUh14gH-0/s400/orchid-mother.jpg)
Wśród tych trzech storczyków był jeden dość specyficzny. Nie dość, że padał już właściwie, został mu jeden liść, to jeszcze zamiast kwiatów na łodydze wypuścił małe listki. Oczywiście jeszcze wtedy nie wiedziałam co to jest, że można to później wykorzystać... i może i lepiej. Dałam mu spokojnie rosnąć mając jedynie ubaw ze śmiesznego wyglądu storczyka.
Wszystkie trzy orchidee w końcu trafiły do mojego pokoju - co było do przewidzenia. I co się okazało? Nie dość, że nie umarły, to w dodatku dobrze się tu zaaklimatyzowały, bo mój pokój jest od wschodu, to zaczęły powoli się regenerować i puszczać pąki kwiatowe. No, prócz TEGO jednego. Tenże właśnie okaz widoczny na zdjęciu wciąż uparcie zamiast kwiatów puszczał coraz to nowsze listki na łodygach. Nie wygląda to źle, więc zostawiłam go w spokoju.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYxpnnSocKJ84-a0cPfrzTVi2WmSrNynbuN6w2I3ZD79DtSTm0jbZVWgop6dTWoteW88gMksySgydbrt8OxYhv0C733TNOQTOyiqrPKov5KyzcxjFuR3hQvbuRqzkjqexI77v86GNG8JM/s320/orchid-keiki.jpg)
Dziś natomiast dowiedziałam się, że owe listki (keiki - z hawajskiego "dziecko"), które tak długo mnie bawiły, to nic innego jak nowa, darmowa roślinka. Wystarczy odciąć od "matki, przesadzić do osobnej doniczki i błagać Stwórcę, by się przyjęła i nie zwiędła. Tako też uczyniłam. Jeden był naprawdę ładnie już rozwinięty, miał trzy korzenie. Nie było na co czekać. Z resztą w razie czego mam jeszcze trzy małe orchideiki na "matce", więc trochę poczekam i mogę znów spróbować :) Tu widać efekt mojej pracy. Nazwałam ją Keiko, nigdy nie nazywałam kwiatów, ale jeżeli to jej pomoże to mogę jej nawet wyrysować herb rycerski! Mam nadzieję, że się przyjmie i wyrośnie na dużą i silną roślinę... no i że "matka" nie przestanie dostarczać mi nowych "młodych"!